Środa, 18/20 i nagie studentki

Rano okazało się, że oprócz nas, zbudziła się mgła jak jasna cholera.image

Niewielkie utrudnienia spowodowane ograniczoną widocznością nie przeszkodziły w podziwianiu widoków, ani w podążaniu wybraną ścieżką, czyli kawałkiem Głównego Szlaku Beskidzkiego im. Kazimierza Sosnowskiego.image

Ruch dzisiaj był całkiem spory, oprócz nas szlakiem pędził przez jakiś czas wczoraj poznany Michał, a tu i ówdzie z mgły wyłaniały się dziwne sylwetki nijak do niczego nie przystające, za to bardzo prędkie, dyszące i chrzęszcząco szczękające łańcuchami. image

Najprawdopodobniej przez zmęczenie, brak snu albo i jedzenia, brygada nasza zgromadziła się złowrogo nade mną, wyraźnie planując jakiegoś rodzaju kanibalski posiłek.image

Trochę czasu zajęło mi tłumaczenie, iż mgła nie jest wystarczającym zabezpieczeniem przed poniesieniem nomen-omen surowych konsekwencji takiego czynu, ale udało mi się przeżyć, gdy obiecałem zajść do najbliższego możliwego baru oraz że nie będę mocno naciskał na szybkie kończenie posiłku.

Podczas wędrówki dwa razy doganiały nas całe chmary trzech łobuziaków w wieku wczesnoszkolnym, które albo zgubiły się krążąc po lesie, albo żartowały sobie z nas i naszej kondycji obiegając naszą górę dookoła. Poczęstowani mentosami zaprzestali swojej haniebnej praktyki i więcejśmy ich nie widzieli.

Na obiecany obiad zeszliśmy do Baru Kubalonka, który polecam z dwóch powodów:

– raz, że uratował mi życie

– dwa, że świetne jedzenie, a zwłaszcza pierogi z mięsem, podają

image

Po obiedzie, ukontentowani, udaliśmy się uzupełnić zapasy słodkiej wody w postaci piwa Brackie, a które otrzymaliśmy w temperaturze mocno ograniczającej możliwość natychmiastowego spożycia, no chyba że ktoś lubi sobie possać lody piwne.

Po sutym obiadku, zaopatrzeni w napoje, postanowiliśmy odsapnąć przed dalszą wędrówką, co w perspektywie okazało się strzałem w 10-tkę: przed nami ociekający wodą las, przeciekająca góra i grząska ścieżka, dalsza trasa przypominała bardziej brodzenie niż wędrówkę.

W tak zwanym międzyczasie wsiorbało gdzieś mgłę, wypogodziło się i słoneczko zaczęło prażyć skórę i z tym słońcem nieszczęsnym na karku weszliśmy na Stecówkę (760mnpm) okraszoną pięknym drewnianym kościółkiem.image

Niezrażeni perłą architektury drewnianej postukaliśmy piętami dalej przed siebie, ufając iż uda nam się dotrzeć jeszcze dalej. Plan noclegu krystalizował się po drodze. Dziewczęta po raz kolejny niedwuznacznie sugerowały nocleg gdzie bądź, byle nie na asfalcie, krzaki malin wydawały im się łożem godnym królewskich pleców, brak bieżącej wody chciały zrekompensować wodą ze strumienia, a prysznic miał sam przyjść wraz z deszczem. Prośbą i groźbą, popędziliśmy je dalej, lecz przy słupie z napisem Stecówka nad Pietroszonką (850mnpm) nastąpił strajk generalny połączony z wytrzepywaniem piasku ze skarpetek.

Pierwotnie usiłowaliśmy je uspokoić Chatką AKT, w której chcieliśmy wstępnie zanocować, a której skrót niektórzy mylnie odczytują jako Akademickie Kółko Turystyczne, choć późniejsze w niej odwiedziny ewidentnie zrewolucjonizowały nasze przypuszczenia: gdy w piecu ogień bucha, dziewczęta śpią w prezesówce nago. Przynajmniej niektóre, jak twierdziła nasza przewodniczka, której ubrane plecy publikujemy poniżej :)image

Pozdrawiamy nagie studentki i wracamy do słupa nad Pietroszonką: swoją przejściową obecnością zaszczyciło nas starsze od nas trochę małżeństwo, które słowami mężczyzny poleciło porzucić szlak i wędrowny tryb życia i zażyć wygody w gospodarstwie agroturystycznym u p. Danki. Patrząc na dziewczęta nie mieliśmy wątpliwości, iż noc w suchym i ciepłym miejscu wyjdzie im na zdrowie, co jak później się okazało, było dość iluzorycznym przewidywaniem.

Polecamy gospodarstwo p. Danki, gdyż jest tam miło.sympatycznie.ciepło.smacznie.iBardzoTanio. Zostaliśmy tam dwie noce. Nocleg: 20. Śniadanie 8. Kolacja 12. Nie jedliśmy obiadu, ale i tak przytyliśmy na dwóch kolacjach i jednym śniadaniu :) Ceny w polskich złotych.

Pochodziliśmy jeszcze chwilę po okolicy i poszliśmy spać.