Wzór na objętość stożka

Po wyjściu ze schroniska wyruszyliśmy rześko przed siebie. Oczywiście było mocno pod górkę, więc początkowy zapał skończył się po jakichś 300 metrach. Odpoczynek wykorzystaliśmy na:

  • przebudzenie się

image

  • zrobienie makijażu

image

  • beztroską zabawę z psiaczkiem

image

Porobiliśmy kilka zdjęć, które po powrocie opublikujemy, a potem w górę, w dół, w górę, w dół i tak bez końca. image

Tuż przed wejściem na Wielki Stożek jest urocza polana, na której rozbiliśmy prowizoryczne obozowisko, by odsapnąć przed ostatnim wysiłkiem. Marcin wystąpił jako pomocnik fotografa, ruszał blendą i był wyraźnie zafascynowany puszczaniem zajączków. Mamy nawet parę zdjęć, na których widać efekt jego pracy, ale powstrzymamy się z ich upublicznianiem.
Na Wielkim Stożku jest schronisko, w którym atmosfera znacznie lepsza przywitała nas już od drzwi. Obsługa nawet się uśmiechała, i nie był to uśmiech Nosferatu zacierającego chude dłonie, jak na Soszowie. Podejrzewamy, że bardziej do ludzi są. Znaleźliśmy tu nocleg, 4 gniazdka w pokoju, miejsce na ognisko i trochę gałęzi, a Ania znalazła też nam nowego kolegę z Krakowa, Michała, który też w stronę Baraniej Góry się udaje, choć innym szlakiem. Przy ognisku drużynowy opowiadał starodawne dzieje i bohaterski wskrzeszał czas, a my słuchaliśmy jak świnie grzmotu, nie bacząc na węglące się kiełbaski.

image

Ognisko udało się nad wyraz, a po wysiłku, kumulującym się od poniedziałku, zaraz po prysznicu zapadliśmy w letarg, z którego ciężko było się wybudzić…