Przesyt

Dziś w nocy po raz pierwszy nie szarpało moją sypialnią. Wstałem wcześnie, wypiłem kawę, zjadłem śniadanie i pojechałem na fotograficzne safari. Od Vik aż po drogę na Hamragarðaheiði w okolicach Seljalandsfoss, czyli praktycznie wszystko, co wzbudziło moje wczorajsze WOW!

Zajechałem w miejsca, o których nawet nie myślałem, że do nich dojadę, ba! takie, których wręcz nie podejrzewałem o istnienie.

Na lodowcu pomagałem wstać 120-kilowej kobiecie, której całym zmartwieniem po wyłożeniu się, jak długa było, którą nogę obciążyć podczas wstawania.

Na noc zatrzymałem się na kempingu przy Seljalandsfoss, na którym wydawało mi się, że nie ma zasięgu, gdyż nie mogłem połączyć się z Anulką, ale, po jakimś czasie okazało się, że po prostu nie miała już ochoty słuchać moich zachwytów i wyłączyła telefon.

Poza tym wieczór, jak każdy inny. Ugasiłem pożar w kabinie, poparzyłem usta podczas jedzenia, norma. Zachciało mi się pierogów, a miałem zbyt mało naczyń, by to dobrze zadziałało. Pierogi zresztą fatalne. Zdecydowanie nie polecam.