Ładoga

Obudził nas zapach jajecznicy z cebulą wesoło smażonej przez Kapitana i ACDC.

Ze względu na fakt, że dość mocno zafiksowałem na punkcie zakupu sprzętu do poławiania tzw. ryb, zaraz po wpakowaniu bagaży do Land Rovera, pojechaliśmy na Sadovaya nr 30, gdzie znajduje się sklep wędkarski, czyli z rosyjska rybolovnyj magazin.

Sadovaya 30. Z zewnątrz nic nie zapowiadało tego, co w środku. Połączenie gdyńskiej Hali Targowej z warszawskim Bazarem Różyckiego. Po trzykrotnym odpytaniu tubylców trafiliśmy do odpowiedniego boksu, gdzie zakupiłem wszystko, co potrzebne, a dodatkowo kalosze. Z filcową onucą.

Po wydostaniu się z Sankt Petersburga zjechalismy jeszcze do Auchan, gdzie Kapitan miał nadzieję upolować czołówkę. Znalazł w OBI taką ze sterowaniem od potylicy i funkcją dyskotekowego stroboskopu.

Niedogadane różnice oczekiwań co do trasy spowodowały, że w pewnym momencie atmosfera trochę się naelektryzowała i ACDC dopiero po pół godzinie odzyskała naturalną równowagę ducha. Ale, choć byśmy chcieli, tam dróg nad Ładogę nie było.

Tak, czy owak, zaczęliśmy szukać dojazdu nad jeziorko. Pokręciliśmy się po okolicy i znaleźliśmy dojazd. Wśród łosi i niedźwiedzi. A przynajmniej mieliśmy taką nadzieję, lecz żadne bydlątko swojego pyzatego pyska nie pokazało.

Droga nad jezioro w pewnym momencie wymusiła włączenie napędu terenowego: od dzisiaj już wiem, jakie autko chciałbym posiadać.

Znaleźliśmy miejsce na biwak, ale jakieś takie nie do końca przekonujące, ruszyliśmy dalej, aż dojechaliśmy do zapartej na sztywno bramy z wysokim ogrodzeniem. _VOL2379

Obok niej – piękna plaża. _VOL2382

Robiło się późno, a my w rozsypce. Całe szczęście zza bramy wyszła baba, pogadałem z nią chwilę o rybach i wyszedł dziad, a potem jeszcze jeden. Od słowa do słowa okazało się, że obaj byli w Polsce, dali nam wody i przekonani prostotą mojej wymowy przepuścili nas przez bazę, wskazując jednocześnie dobre miejsce na nocleg._VOL2402

Miejsce noclegowe, jak się okazuje, całkiem popularne – lądują tam również goście z kosmosu…_VOL2396

Każdy zajął się tym, co umiał najlepiej, albo przed czym go życie postawiło i – koniec końców – po nieudanych połowach siedliśmy przy całkiem udanym ognisku.

Wieczorem słychać było doskonale nadchodzącą burzę: szum deszczu przesuwał się powoli przez Ładogę i nadszedł w końcu na brzeg i zmienił się w mocne werbel na płótnie namiotu.