R.I.P. Masza

Dziś dzień w trasie, bez zwiedzania, cała Rumunia płacze, deszcz leje od momentu, kiedy się spakowaliśmy, aż do mniej więcej 17-tej. O 16.30 dowiedzieliśmy się, że zginęła tragiczną śmiercią nasza psina, Masza, biega teraz za zajączkami na wielkiej łące wiecznych łowów. Straszna wiadomość.

Okoliczności tragedii są takie, że kierujący samochodem roztrzaskał ją w drobiazgi koło piekarni, gdzie często bawią się nasze dzieciaki. Naoczni świadkowie mówią o nadmiernej prędkości. Sprawca nie zatrzymał się nawet, tylko popędził dalej.

Jest mi ogromnie smutno.

Jechaliśmy wąwozem wzdłuż Olt River. Droga bardzo przypomina okolice Borjomi albo drogę z Akchalciche do Batumi. Uwielbiam te klimaty.

Noc spędziliśmy w Pitesti, w hotelu Cornul Vânătorului, który wynalazła Anulka, dość dziwne miejsce, ale raczej na plus. Pachnie i trąca wielkim światem, ale przy uważniejszym spojrzeniu widać, że to udawane wszystko. Że ą, ę, ale nie do końca. Mimo wszystko na plus.

Jedynie rano ciężkie spotkanie z lokalną idiotką zastąpiło drugą kawę i wydatnie podniosło ciśnienie.

Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz

Leave a Reply