Poginamy po Bułgarii

W nocy naniosło nowych gości, dwoje rowerzystów z namiotem tunelowym, dwa nowe kampery, pełno luda. Ranośmy się zbierali.

Trzeba wszystko poskładać, pozbierać, ochędożyć.

Coś zjeść, kawę wypić, zęby umyć.

Namiot złożyć, przyczepę przyczepić, opłaty uiścić.

Pożegnać Katerinę, pożegnać Florisa i pognać w interior.

Fajnie było tak jechać, Ania jako pilotka znakomicie się sprawdza w tej roli, ciągnie nas po najdziwniejszych wertepach, których istnienia w ogóle bym nie podejrzewał. Bułgaria jest piękna, z każdym dniem coraz piękniejsza. Stada kóz, owiec, osiołków, lawiny błotne, chybione inwestycje, pola lawendy, krzaki niby-bzu, psy, koty, dzicy ludzie, łasiczki. Drogi asfaltowe, lecz leśne, lecz gruntowe, miasta, lecz jednak wsie, lecz osady. Dziwnej wspaniałości Bułgarii nie da się prosto opisać.

Dziwne wspaniałości Bułgarii

Jechaliśmy oczarowani opisem rycerza w skale z psem wykutego, ale lepszy pies wyszedł nam na spotkanie na parkingu. Rycerz, gdyby nie prowadzące do niego schody, przemknąłby niezauważenie. Mój Boże, żeby robić z tego atrakcję krajową, trzeba mieć jednak bułgarski tupet. Jeździec z Madary, takie miano tego ewenementu.

Olaliśmy tę atrakcję, kontentując się pobliską pieczarą, po czym pochłonęliśmy pizzę i pojechaliśmy dalej, do Pobiti Kamani Rock Formations (Stone Forest). Gdyby nie nadchodząca szybkimi kroki burza, spędzilibyśmy tam ze 4 razy więcej czasu. Bardzo ciekawe miejsce, do obejrzenia, oprócz dziwacznych formacji skalnych, są tu także jakieś gryzonie, podobne do ogromnych chomików, lub świstaków na Ałtaju.

Summa summarum dojechaliśmy na miejsce, na kemping Sea Dreams gdzieś za Bałczikiem.

Antonia.

Co za odjechana recepcjonistka, tego nie ma jak opisać. Po wstępnych ustaleniach, poszła się szykować do drugiej pracy. Jak wychodziliśmy na spacer, pojawiła się znowu, w maseczce kosmetycznej na twarzy, z plastrami łagodzącymi zmarszczki pod oczami, tylko po to, by wyjawić mi hasło do obozowego wifi, potrzymać piwo i oznajmić, że wino, czerwone, owszem, all day, all night. Babka wyluzowana w stopniu ostatecznym, w odróżnieniu od sympatycznej, lecz sztywnej jak trzonek szpadla Kateriny.

Po oblezieniu okolicy zjedliśmy smaczny dość półmisek owoców morza w położonej obok restauracji Laguna i potem zrobiliśmy zakupy w osiedlowym sklepiku i poszliśmy oglądać nasze pociechy na trampolinie.

Teraz siedzimy i każde z nas sączy jakieś swoje coś i nadrabia zaległości.

Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz

Leave a Reply