Oczi cziorne

Gospodyni wciąż staje na wysokości zadania, robiąc nam co rano pyszną domową fusiarę. O godzinie 8.00 z regularnością Polskich Kolei Państwowych włazi na górę i puka delikatnie do drzwi, a jej pojawienie się zwiastuje zapach kawy.
Sobota. Imieniny kota. Zupełnie leniwy dzień: działo się mało, ale bardzo intensywnie. Nie będziemy zachwycać wirtuozerią pióra, nie będziemy epatować epitetami, cały dzień patrzyliśmy w górskie, czarne oczy. Jakby ktoś nie wiedział: localesi tak nazywają sławne na cały świat górskie jeziora, połączone ze sobą wąskim przesmykiem.
Czyli było tak. Poszliśmy zjeść śniadanie. I na pocztę. Do domu wróciliśmy jedynie raz, by wziąć bluzy, bo zimno jakieś ciungło zewsząd, a i na deszcz (kiś) się zbierało. I dobrze zrobiliśmy: bluzy przydały się bardzo. Potem lekkim spacerkiem powędrowaliśmy nad Crno Jezero,

image

wstęp na teren parku 3 euro od łba. Zapłaciliśmy, choć na siłę można wejść i bez tego. Postanowiliśmy obejść jeziorka, co zrobiliśmy. Jako, że wybraliśmy drogę wzdłuż samego brzegu, a nie wygodną ścieżkę, trwało to ze 4 godziny: trochę spaceru, trochę wspinaczki i czepiania się skał nad wodą, a trochę przedzierania w lesie.

image

image

image

image

Pewnie to nielegalne, ale na pamiątkę pozbieraliśmy racze szczypce, których mamy teraz niezłą kolekcję.

image

image

W tzw. międzyczasie wysiadło mi do końca lewe kolano i na sam koniec wyleźliśmy na ścieżkę,

image

image

image

po czym, w tempie zdrowo goniącego do toalety winniczka, popędziliśmy zjeść obiad. Mój Kot też coś sobie z łapką poharatał i narzeka i też kuleje.
Na obiad zażyczyliśmy jagnięcinę (jak szaleć, to szaleć), pychota, palce lizać – polecamy restauracja Old Wolf w centrum Żabljaku, nie narzekać na cenę, tylko brać i jeść!
W okolicy sucz się oszczeniła i ma pięcioro szczeniąt, więc kości Anulka upchnęła w psiej gardzieli, czym sobie dozgonną psią wdzięczność zaskarbiła i przywilej głaskania szczeniaków bez warczenia.
Po obiadku drzemka, potem poszliśmy na kawę z rakiją, deszcz straszliwy lał się zewsząd, posiedzieliśmy więc i poszperaliśmy w necie, zaś teraz leżymy w łóżeczku, a na zewnątrz rześkie 10 stopni Celsjusza gania się z wilgocią. Jest super.