Świetliki

Pożegnaliśmy Wiktora i jego kemping i ruszyliśmy na południe, złudnie zwiedzeni słodkimi opisami rewelacyjnych miejsc w tej okolicy.

Na trasie Kot mój wybrał restaurację na podstawie opinii na mapach. Pomanewrowaliśmy trochę po krętych, ciasnych uliczkach i trafiliśmy do Ivet w Czernomorcu. Nie zabrałem z samochodu okularów, co spowodowało zamawianie trochę po omacku, dzięki czemu dostałem pół prosiaka z grilla: przyniesiono go na mieczu udającym rożen, dodatkowo dzieci domówiły spaghetti, mielone, a Ania zupę, więc żarcia mieliśmy w bród. Właściciel okazał się być w cywilu optykiem a żonę ma okulistkę, ma też znajomego maratonistę, lat 78, który rozmawia po polsku, gdyż żonę znalazł jakiś czas temu na gdańskiej Oruni.

Po obiadku odwiedziliśmy dwa miejsca, ale nam nie odpowiadały, zakotwiczyliśmy dopiero za Carewem na kempingu Delfin. Tu dzikie tłumy bułgarskiej braci i my jako rodzynki na dokładkę, dopiero na samą noc zjechała para Szwajcarów.

Wykąpaliśmy się w pięknej zatoczce, w której zobaczyliśmy później baraszkujące delfiny. A w nocy impreza, choć krótsza niż wczoraj, bo jedynie do 23-ciej.

Cały wieczór dotrzymywały nam towarzystwa i oświetlały okolicę świetliki, piękny widok.

Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz

Leave a Reply