Hala Śmietanowa

Wstał nowy, piękny dzień, który zupełnie nie pamiętał poprzedniego. Ciepło, sucho, słonecznie… przyjemnie. Tak można iść.

Wiele się nie działo. Ot, szedłem, pies mnie obszczekał, zamieniłem z kimś kilka słów.

Taki przyjemny dzień. Dopiero, gdy dotarłem do schroniska na Hali Krupowej, dopadła mnie obsługa klienta rodem z filmów Barei. Miałem ogromną chęć przenocować tam, ale obsługa naprawdę szybko mnie wyleczyła z tego pomysłu. Nie, żeby byli jacyś niegrzeczni, nic z tych rzeczy. Po prostu gburowate, bez empatii kreatury, którym się wydaje, że to, co pomyślały, zostało ogłoszone w wiadomościach.

Zjadłem żurek i poszedłem dalej, aż na Mosorny Groń, schodząc ze szlaku czerwonego na Hali Śmietanowej. Zniesmaczony schroniskiem zawinszowałem sobie hotel, po czym zasnąłem snem sprawiedliwego, nie czując żadnych kończyn.

Następnego dnia zapolowałem na autobus do przez Suchą do Sułkowic, po czym ruszyłem piechotą, to raptem 12km, ale jakoś się stało, że złapałem stopa, a może to stop złapał mnie? Fajne małżeństwo odpoczywające właśnie od swoich milusińskich. Z ich opowieści wynikało, że rozminęliśmy się o parę godzin pod schroniskiem na Hali Krupowej. Podrzucili mnie wprost pod park Sztautyngera, za którym stała Pchełka.

Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz

Leave a Reply