Barania Góra

Tuż przed wyjazdem, a w trakcie pakowania, Mieszko ograł mnie klika razy w UNO. To taka karciana gra, której zasady chłopcy zmieniają co chwilę tak, bym żył w permanentnej niewiedzy. Nie miał litości dla ojca, ograł do cna, więc w góry jechałem z poczuciem przegranej.

Wiadomym było, że tym razem to ostateczny koniec przygody, choć wciąż do mojej świadomości w pełni jeszcze nie trafiało. Jechałem zakończyć GSB.

Droga wiodła we mgle, cały kraj (poza Trójmiastem) obsypany był lekką kołderką śniegu, uwielbiam takie warunki. Po jakimś czasie zajechałem dyliżansem do Zielonej Łąki w Węgierskiej Górce, ustawiłem go zgodnie z poleceniem łąkowej szefowej i następnego dnia ruszyłem pod górę.

Jeszcze przed trawersatą Soły, przed amfiteatrem, zagadnął mnie starszy tubylec i chwilę gawędziliśmy o szlakach w okolicy. Miły pan, życzył wszystkiego w drodze najlepszego i poszedł. To był ostatni człowiek, którego widziałem na całej trasie aż do schroniska Przysłop za Baranią Górą, potem już tylko robotnicy w oddali, a w samych górach pustka. Odpowiadało mi to, gdyż miałem sporo do przemyślenia, a nic tak nie uruchamia u mnie CPU, jak dobry spacer z niewielkim obciążeniem.

Ustrzeliłem też kolejny kwiatek z oznaczeniem odległości, tym razem Barania Góra raz miała 2h 45m, a już 200 metrów dalej 1h 30m. Dziura czasoprzestrzenna, jak nic.

Barania Góra była dokladnie taka sama, jak zostawiłem ją 10 lat temu… O ile, oczywiście, pamięć mnie nie myli. A w tym wieku, to już różnie może być.

Dotarłem do schroniska Przysłop zupełnie nieświadomy panujących tam teraz warunków, a mianowicie: najpiękniejsza obsługa na całym szlaku, do tego miła i pogodna. Bardzo przyjemnie. W schronisku mieli fajne nazwy pokoi, ja trafiłem na Islandię, lubię tę wyspę, jest trochę jak jack russell terrier w świecie psów, mała, śliczna i pełna zadziornego charakteru. Pokój sam w sobie nie przypominał Islandii, ale był czysty i schludny.

Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz

Leave a Reply